Pages

4 maj 2016

BLOODY BLASPHEMY - Total Death Celebration (2016)

Kraj: Szwajcaria
Wydawca: Via Nocturna
Oficjalna strona: www.bloody-blasphemy.ch


Może to zabrzmieć niewiarygodnie dla osób wychowanych we współczesnych realiach muzycznych, w których wydanie debiutu przez młody zespół w rok od powstania nie jest czymś niecodziennym, ale ta szwajcarska horda czekała...17 lat na wydanie swojego pierwszego albumu. Został on poprzedzony trzema demami z 2003, 2004 i 2005 roku a sam zespół powstał już w 1999, co tłumaczy  muzyczną zawartość tego krążka, który bez wątpienia może przypaść do gustu black metalowym purystom i wyznawcom drugiej fali black metalu z lat 90.

Główne danie to 9 utworów utrzymanych w klimacie surowego, pierwotnego black metalu o skandynawskich korzeniach. Skrzeczący, chrapliwy wokal, brzęczące melodyjne gitary, partie perkusji, które trudno określić wirtuozerskimi. Dużo szybkich momentów i blastów, chociaż zdarzają się wolniejsze fragmenty z akustycznymi wstawkami. Klawisze ograniczone są do minimum i największy udział mają w quasi-symfonicznych intro i outro. Później usłyszmy je już sporadycznie. Płyta jest szybka praktycznie od samego początku i dopiero w szóstym w kolejności, tytułowym "Total Death Celebration" usłyszmy wyraźne zwolnienia tempa w postaci walcowatych riffów w zwrotkach, które i tak ostatecznie przechodzą w hiperszybkie partie w bridgach i refrenach. W tym utworze pojawia się też dłuższy klimatyczny fragment z akustykami, wiatrem, deszczem i diabelskim śmiechem w tle. Teksty na płycie są otwarcie satanistyczne i antychrześcijańskie, czy może raczej antyreligijne.

Album jest długi, ma 65 minut a wynika to z czasu trwania poszczególnych kompozycji. Na płycie znajdziemy łącznie 11 utworów, z których najdłuższy ma 11 minut a tylko jeden trwa krócej niż 5 minut. Co ważne, nie miałem momentów, kiedy patrzyłem na licznik, sprawdzając, ile czasu mi zostało do końca. I właśnie to mi się podoba w tej płycie, że pomimo pozornej jednostajności i prostoty, w rzeczywistości muzyka nie tylko nie nuży, ale co więcej, wciąga i na swój sposób intryguje.

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz