Pages

10 sie 2020

ELEGIS - Kultus (2020)

Kraj: Polska

Wydawca: Elegis

Namiary: https://www.facebook.com/elegism

Zbieg okoliczności, ale mija rok, od kiedy prezentowałem płytę Patricide, jednego z projektów Barona, a już w słuchawkach pogrywa mi jego kolejne "dziecko", czyli najnowszy album Elegis. Dla porządku dodam jeszcze, że Baron udziela się jeszcze w ProFanatism. Facet jest więc tytanem pracy,

biorąc pod uwagę, że każdy z tych projektów prezentuje inny styl muzyki ekstremalnej. Z Elegis miałem okazję zapoznać się w 2015, kiedy w moje ręce wpadła EP-ka Hail To the Tyrants z 2014. W 2017 pojawił się debiutancki album Superhuman Syndrome, a w czerwcu tego roku światło dzienne ujrzał Kultus. Przez te pięć lat miałem więc okazję obserwować jak ewoluowała muzyka Elegis, a także sam zespół. Bo Elegis to teraz zespół. Poprzednie wydawnictwa Baron nagrywał samodzielnie, zapraszając ewentualnie gości na odegranie pewnych partii, natomiast Kultus nagrany już został w pełnym składzie, czyli Baron, Krzysztof "Mantas" Ciwiński oraz Krzysztof Klingbein.

Wspomniałem o ewolucji muzyki Elegis. Od samego początku obracała się ona wokół nieco technicznego death metalu urozmaiconego dodatkowymi elementami. Początkowo dominowały wpływy industrialne, ale z czasem zaczęły one ustępować miejsca dźwiękom bardziej majestatycznym. Tym samym na Kultus industrialu już nie uświadczymy, może czasami gitary zabrzmią nieco mechanicznie, a w zamian, podążając za tytułem, nad albumem unosi się klimat kultu ku czci przedwiecznego bóstwa bądź demona, który budowany jest zarówno przez inwokacje, obrzędowe zaśpiewy czy też odgłosy trąb, jak i melodię wypływającą z gitarowych riffów. Gitary bowiem obok brutalnych partii serwują nam też dźwięki wzbudzające niepokój, budujące napięcie, a grane przez nie nuty na myśl przywodzą starożytne cywilizacje Babilonu czy też Egiptu. Dodatkowo emocje podgrzewa groźnie pomrukujący w tle bas. Na przykładzie Elegis można sprawdzić jakie znaczenie dla całości ma perkusista z krwi i kości. Pomimo że na wcześniejszych wydawnictwach automat perkusyjny nie raził, to żywe bębny, zasypujące nas na przemian nawałą szybkich ciosów i marszowych bądź rytualnych rytmów, nadały muzyce głębi i dopełniły ją. Album spinają fragmenty nasuwające skojarzenia z rozpoczęciem i zakończeniem jakiejś ceremonii.

Jak pewnie łatwo się zorientować muzyka Elegis podąża za moim gustem. Podoba mi się zachowany balans pomiędzy brutalnością a melodiami. Odpowiada mi klimat, jaki jest serwowany na Kultus. Uważam, że jest to album nietuzinkowy, jednak z drugiej strony nie oczekujcie  rewolucji i wyznaczania nowych kanonów, i nie chciałbym, aby przepadł on w zalewie inny wydawnictw, które ukazują się każdego dnia. Myślę, że po tych prawie trzech kwadransach z Kultus nie będziecie zawiedzeni.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz