Pages

11 lis 2018

BEHEMOTH - I Loved You at Your Darkest (2018)

Kraj: Polska
Wydawca: Mystic Production
Namiary: https://behemoth.pl/


Ponad trzy lata temu kończąc moje wywody o The Satanist, nazwałem poprzednią płytę Behemoth produktem kompletnym i teraz zadaje sobie pytanie, czy to samo mogę powiedzieć o I Loved You at Your Darkest? Czy najnowszy album wywarł na mnie takie samo duże wrażenie jak poprzednik? Na
ten moment mogę powiedzieć, że nie. Wprawdzie ILYAYD widzi mi się jako kontynuacja, rozwinięcie pomysłów z The Satanist, ale czuję, że czegoś mi brakuje, odczuwam pewien niedosyt. Od strony muzycznej czy produkcji nie mam się naprawdę do czego przyczepić. Słychać, że każda poszczególna kompozycja jest dopieszczona niemal do granic perfekcji. Brutalne dźwięki idealnie komponują się z akustycznymi wstawkami, transowymi wycieczkami w kierunku post-metalu czy podniosłymi chóralnymi przyśpiewami. Dziecięcy chór to strzał w dziesiątkę. Nergal wyciągnął lekcję z Me And That Man i nie waha się już używać swojego czystego głosu, co zresztą pokazał już nieraz na koncertach. Bębny Inferno to mistrzostwo samo w sobie i jestem pełen podziwu dla umiejętności tego faceta. Brzmienie jest potężne i selektywne, pozwalając cieszyć się słuchaczowi każdym dźwiękiem nagranym na płycie. No, może prawie każdym, gdyż gdzieś umykają mi partie basu. Nie zmienia to jednak faktu, że od tej strony ILYAYD to majstersztyk. A jednak nie ma w moim przypadku efektu ŁOŁ. Przesłuchałem płytę już kilkukrotnie i łapię się na tym, że wiele, poza kilkoma momentami, mi w głowie nie zostaje. Nie czuję takiej emocjonalnej więzi, jaką miałem chociażby z The Satanist, może dlatego, że nie wpadłem jeszcze na motyw przewodni, który łączy wszystkie utworu na tej płycie. W przypadku poprzednich albumów prędzej czy później wyłapywałem taką myśl przewodnią. Kurcze, przecież to nie jest zła płyta, więcej to jest bardzo dobry album pełen piekielnie mocnej muzyki i świetnych aranżacji i z pewnością będzie okupywać czołowe miejsca wszelkich rankingów za rok 2018. A jednak coś mi w niej zabrakło. Może ducha rebelii, a może spontaniczności? A może to ja miałem zbyt wysokie oczekiwania i gdy za jakiś czas powrócę do I Loved You at Your Darkest to stuknę się w łeb z pytaniem "Gdzie ty miałeś uszy głąbie?".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz