Pages

13 lis 2020

DOCTOR VISOR - The Funeral Portrait (2020)

Kraj: Polska

Wydawca: Via Nocturna

Namiary: https://www.facebook.com/doctorvisor



Doctor Visor, to kolejne wcielenia muzyka znanego wcześniej pod pseudonimem Moloch. Zaczynał w dark ambientowym I.A.Serpentor, potem zaistniał na scenie już jako Moloch, w grającym klimatyczny black metal Zorormr, a po jakimś czasie powrócił do elektronicznego grania już bezpośrednio pod swoim pseudonimem, po to, aby po tym, jak formuła Molocha się wyczerpała, powołać do życia

właśnie Doctora Visora, tajemniczą postać ukrywającą się za starożytną maską. W Dziady 2020, czyli 31 października ukazał się debiutancki album DoctoraV zatytułowany The Funeral Portrait.

Tak jak wspomniałem, droga muzyka do obecnego wcielenia była dość urozmaicona, chociaż biorąc pod uwagę stylistykę to najmniejszy przeskok mamy właśnie pomiędzy Molochem a Doctorem Visorem. Oba te projekty to dźwięki, które można bez żadnych wątpliwości włożyć w szufladę o nazwie sythn-ware, dark wave, dungeaon synth. Są to nuty bardzo mocno inspirowane latami 80. XX wieku. Po co wiec zmiana nazwy i powołanie do życia nowego tworu, skoro na The Funeral Portrait słyszymy to samo co na wydawnictwach Molocha, zapyta się ktoś. Otóż nie do końca jest to samo. Doctor Visor to tak jakby kolejny etap podróży artysty przez jego muzyczny świat. Przedsmak mieliśmy już na ostatnim wydawnictwie Molocha, które było płytą koncepcyjną, przedstawiającą nam pewną historię opartą na jednym z popularnych horrorów sci-fi przełomu lat 90. i dwutysięcznych. Łącznikiem z tym okresem twórczości jest intrygujący cytat na wkładce płyty Dra Visora, inspirowany pewnym klasycznym dziełem kina sci-fi. The Funeral Portrait, to również opowieść, której kolejne części można bez trudu odczytać z tytułów ośmiu (w wersji CD dziewięciu) kompozycji. A jest to historia właśnie Doctora Visora, człowieka niezbyt pasującego do rzeczywistości, w jakiej przyszło mu żyć, który za sprawą starożytnej maski poznaje przerażającą Drugą Stronę i staje się panem Nieznanego. Całą historię opowiadają pulsujące syntezatorowe dźwięki, czasami bardziej eteryczne, czasami zapuszczające się w klimaty elektro, okraszone od czasu do czasu ostrzejszymi gitarowymi riffami, a atmosfera muzyki przywodzi na myśl horrory z lat 80 i 90. W niektórych partiach można usłyszeć inspiracje King Diamondem. Patrząc na okładkę, wydaje nam się, że cała akcja dzieje się gdzieś w XIX wieku, chociaż tak naprawdę nie możemy być tego tacy pewni. Może dzieje się w przeszłości, a może teraz, a być może wydarzyła się już w przyszłości.

Nie śledzę polskiej sceny synth wave, zresztą podobnie jak zagranicznej. Mignęło mi w jakimś tekście, że podobno skończyła się ona szybciej, niż się zaczęła, ale jak widać i słychać, są muzycy, którzy starają się ciągnąć ten wózek i robią to naprawdę dobrze. Gdzieś tam w sieci przeczytałem komentarz, że Doctor Visor czerpie z Perturbatora. Nie oszukujmy się, ale ten gatunek ma swoje sztywne ramy i trudno oczekiwać nie wiadomo, jakiej oryginalności w dźwiękach. Natomiast należy docenić budowanie całej otoczki wokół projektu i pracy włożonej w to, aby cały koncept się spinał. A w przypadku Doctor Visora tak właśnie jest. Wszystko jest przemyślane, widać zamysł i ciekaw jestem, w jakim kierunku pójdzie ten projekt. Ja na pewno będę jeszcze nie raz wracał to The Funeral Portrait, tak jak wracam do Molocha, kiedy mam ochotę odpocząć od ciężkiego grania, a równocześnie wciąż zagłębiać się w dźwięki pełne niepokoju i grozy, które momentami mogą nawet wzbudzać drzemiące w nas pierwotne lęki.

Tak na marginesie to myślę, że żeby całkowicie zagłębić się w świat Doctora Visora, to trzeba z tą muzyką poobcować na żywo. Czas mamy, jakie mamy, ale kiedy to się skończy, to mam nadzieję, że uda mi się dotrzeć na koncert.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz