Dobrze jest czasami odpocząć od krystalicznie czystych produkcji i posłuchać czegoś bardziej...hmmm...pierwotnego? Tak właśnie odbieram debitancki album Moloch Letalis, na którym usłyszymy posępny, pierwotny, w pewnym sensie prymitywny black metal. I nie jest to w żadnym przypadku zarzut, szczególnie jeśli chodzi o muzykę samą w sobie, a raczej stwierdzenie to odnosi się do atmosfery, która przywołuje czasy, gdy kształtowała się tzw. druga fala black metalu. Usłyszymy więc to czego się spodziewamy po old school czarnym metalu. Jest skrzeczący wokal wykrzykujący teksty o tematyce antychrześcijańskiej oraz śmierci, są bzyczące, lekko hipnotyzujące riffy, pykająca perkusja. Moją uwagę zwróciły interesujące linie basu, które w każdym praktycznie utworze są integralną częścią aranżacji, a nawet gotów jestem zaryzykować stwierdzenie, że odgrywają bardzo ważną rolę w poszczególnych kompozycjach. Plyta ma swój specyficzny klimat i pomimo że wielkim maniakiem takiej muzyki nie jestem, to od czasu lubie sobie tego typu dźwięki zapuścić.