Do Progresji dotarłem kilkanaście minut po 19:00. Drzwi były już otwarte, więc czym prędzej zakupiłem bilet i wszedłem na sale. Pierwsze kroki skierowałem do baru i zaopatrzywszy się w złoty napój moją uwagę skupiłem na stoisku z merchem. Po kilku perypetiach związanych z brakiem drobnych stałem się szczęśliwym posiadaczem trzech CD i po zaspokojeniu pragnienia drugim piwem, przy dźwiękach Rammstein spokojnie oczekiwałem na rozwój wydarzeń.
Punktualnie, pare minut po 20-tej na scenie pojawił się warecki Morthus. Ich występ mogę określić jednym zdaniem - to idzie młodość. Najmłodszy stażem i wiekiem zespół bez komlpeksów zaatakował zgromadzoną już całkiem licznie publiczność swoją relatywnie melodyją hybrydą death i black metalu. Zaprezentowali numery z wydanej w zeszłym roku ep-ki oraz 2 albo 3 nowe utwory. Swoim żywiołowym zachowaniem na scenie, szczególnie Pawła, zespół szybko wciągnął do zabawy widzów, którzy zresztą od samego początku byli nastawieni bardzo pozytywnie. Świetny, półgodzinny występ, tylko pogratulować i czekać na nowe wydawnictwo, gdyż nowe utwory brzmią zachęcająco.
Kolejny zespół na scenie to Outre. Podobnie jak w przypadku Morthus, był to mój pierwszy kontakt z muzyką tej krakowskiej grupy, chociaż nazwa nie jest mi obca. I przyznaje, kupili mnie swoim występem. Hipnotyczny black metal, pełen transowych riffów, wzbudzający u mnie uczucie niepokoju i przygnębienia. Zasłuchałem się w tę muzykę, tak że nie zauważyłem kiedy minął czas przewidziany na występ. Czy to było 40 czy 45 minut, zleciało momentalnie. Moją uwagę przykuli szczególnie poteżny Marcin ze swoim basem. wprost dominujący na scenie oraz kontrastujący z nim drobny Tymek, ekspresyjnie wykonujący kolejne utwory. Występ zakończył się w obłokach dymu, który przysłonił całą scenę. Zresztą dym był integralnym elementem tego koncertu.
Gdy o 22:00 na scenie pojawił się Infernal War, nie było wątpliwości dla kogo przyszła stołeczna, i nie tylko, publiczność. Od pierwszych riffów pod sceną rozpoczęło się piekło. Testosteron i adrenalina zagęściły salę. Raz za razem zespół serwował publice kolejne ciosy w postaci swojego bluźnierczego black metalu, a fani dzielnie przyjmowali je na klate, rozkręcając kolejny młyny. Przez kolejne 60 minut pierwsze rzędy ani na moment nie przyjmowały statycznej postawy, napędzane furią i agresją płynącymi ze sceny, gdyż zespół również nie zamierzał zwalniać tempa. Było skandowanie nazwy, był i bis. Nie wiem kiedy upłynęła ta godzina.
Podsumowując - świetny koncert. Wszystkie trzy zespoły pokazały klase i dały z siebie wszystko na scenie. Przy każdym występie można było wyczuć więź między muzykami i słuchaczami, nawet jeśli interakcje ograniczały się do podziękowań i podawania tytułów. Widocznie niczego więcej nie było potrzeba tego wieczoru. Bardzo dobrze się bawiłem, mimo że dwie kapele były dla mnie zupełnie nowe. Wszystkie trzy występy były bardzo dobrze nagłośnione, dźwięk był selektywny, nie żadna tam ściana dźwięku. W dodatku poziom głośności też był odpowiedni. Gratulacje dla dźwiękowca. Pozostały jeszcze 3 koncert na tej trasie, tak więc jeśli ktoś w Poznaniu, Wrocławiu czy Katowicach jeszcze się zastanawia, to proponuje nie mysleć za dużo tylko kupić bilet i dobrze się bawić przez te kilka godzin.