Wydawca: Napalm Records
Oficjalna strona: http://www.waspnation.com/
W.A.S.P. - zespół, z którym było mi do tej pory nie po drodze. Zawsze były inne płyty, które musiałem kupić, inne grupy, które chciałem usłyszeć. I tak mijały lata, aż niedawno w jednym z krajowych periodyków przeczytałem wywiad z Blackie i to, co mówił ten facet, zainteresowało mnie na tyle, że postanowiłem zapoznać się z najnowszą płytą. Po prostu byłem ciekaw, jak zabrzmi nawrócony rockman, który w latach swojej świetności ganiał po scenie z piłą spalinową między nogami. I jako zadeklarowany ateista przyznaję, że w tym przypadku połączenie heavy metalu z dobrą nowiną wypadło przekonująco. Żadnych mdłych i łzawych melodii. Utwory są dynamiczne, przebojowe, pełne nośnych melodii i rockowej energii, z refrenami śpiewanymi na kilka głosów, wciąż osadzone gdzieś w latach 80. i 90. Głos Lawlessa jest drapieżny, przepełniony emocjami, pozytywnymi emocjami, w którym słychać radość z grania, szczerość i wiarę w to, o czym śpiewa. Co ważne, teksty nie traktują bezpośrednio o bogu i Jezusie, którego imię pada dopiero w ostatnim tytułowym utworze. Zdaję sobie sprawę, że ta płyta to prawdopodobnie nie jest szczytowe osiągnięcie W.A.S.P., ale fajnie było dostać taki zastrzyk pozytywnej energii, szczególnie w momencie, gdy się go potrzebowało. Nie, mimo wszystko się nie nawróciłem.
https://www.youtube.com/watch?v=3S03jsNAiXY