Prezentowany materiał został skomponowany przez Ivara Bjørnsona (ENSLAVED) i Einara Selvika (WARDRUNA) na prośbę organizatorów obchodów 200-lecia konstytucji Norweskiej. Rok później Skuggsja zaprezentowała się publiczności festiwalu Roadburn. Pozytywny odbiór muzyki oraz płynące zewsząd zapytania, zachęciły Norwegów do wydania efektów swojej współpracy na
Éohum blends the most gruesome with the cleanest of black and doom metal to create hypnotic riffs with seducing French Horn. Founded by Jeremy Perkins (guitar) who birthed the band from a poetic project, their second release Ealdfaeder' sees the return of Annie Perreault (French Horn/Flute), Sylvain Dumont (Guitar), Barrie Butler (Vocals) plus new comers Cesar Franco (bass) and Luca Belviso (drums) whom have made up the band up for over a year now. All are focused on the distinct grassroots of old school, very heavy progression that has flourished since last year to give way to a distinct path, sound and image with each member sharing common ground on the message, beliefs and ideas behind Éohum.
Uff, nie spodziewałem się tak trudnej przeprawy z muzyką Meksykanów. Wprawdzie początek wcale tego nie zapowiada, ale prawda jest taka, że te 37 minut dźwięków zawartych na albumie nie należy do kategorii łatwych i przyjemnych.
W ramach wstępu napisze krótko, że "Collapse in Agony" skopał mi tyłek. Po tym, jak zabrzmiały ostatnie dźwięki, potrzebowałem kilku chwil, aby dojść do siebie, tylko po to, aby ponownie wcisnąć Start w odtwarzaczu. Cymer, Charles i Daray nagrali death metalowy majstersztyk, zawierający znakomite, miażdżące riffy, epickie, lecz wyrażające strach i rozpacz solówki oraz kapitalne partie perkusji i współpracującego z nią basu. Głęboki, basowy, a zarazem wyraźny growl artykułuje kolejne teksty, których tematem przewodnim jest gatunek ludzki, jego jałowa egzystencja i nieuchronny upadek. Warstwę liryczną uzupełnia utrzymana głównie w średnich tempach, chociaż szybsze fragmenty też się pojawiają, muzyka budująca złowrogi, postapokaliptyczny klimat. Od pierwszych sekund pojawia się atmosfera niepokoju, odbierająca nadzieję na to, że przyszłość ludzkości rysuje się w jasnych barwach. Dźwiękami przestawione są obrazy świata ulegającego stopniowej zagładzie. Dawno nie słyszałem tak klimatycznego i przede wszystkim inteligentnego death metalu.
Niniejszą płytę zakupiłem kilka miesięcy temu, ale tak się złożyło, że z różnych względów krążek leżał na kupce CD do przesłuchania a nie było okazji, aby się zabrać za niego zabrać. W końcu jednak nadszedł ten moment i CD trafiło do odtwarzacza. Kilka chwil po wciśnięciu PLAY byłem już kupiony. Z głośników zaatakowała mnie bezpośrednia, wypełniona czadem i dająca kopa muzyka. Istniejący od 10 lat krakowski Heart Attack łączy w swoich dźwiękach hard rock, stoner, trochę grunge oraz thrash metal. Z muzyki bije szczerość, energia i radość z grania. Mięsiste riffy, potężna sekcja i ostry, charyzmatyczny wokal z miłą dla ucha chrypką, to wyznaczniki brzmienia Krakowian.
"Neony" to trzecia, a zarazem wyjątkowa pozycja w dyskografii grupy. Mianowicie jest to pierwszy w historii zespołu album koncepcyjny. Napisane w naszym ojczystym języku teksty łączy tematyka dobra i zła, dnia i nocy. W tym kontekście podoba mi się pomysł przerywników pomiędzy niektórymi utworami, które uzupełniają opowiadaną historię. Płyta trwa niecałe 37 minut i zawiera 9 utworów, w tym intro i outro.
Kawał porządnej, bezkompromisowej i niepretensjonalnej muzy, skłaniającej do refleksji, ale także dobrej do poskakania i machania łbem.
Człowiek uczy się przez całe życie. Nigdy specjalnie nie przepadałem za country, ale nie będę ściemniał, były/są utwory, które potrafiły poruszyć moje serce (wybaczcie, nie pamiętam tytułów). Pomimo tego, zawsze podchodziłem do tego gatunku z przymrużeniem oka, nie traktując go poważnie. Tymczasem od jakiegoś czasu w różnych periodykach powiązanych z muzyką niezależną zaczęły pojawiać się recenzje materiałów i wywiady z muzykami grającymi ten właśnie gatunek muzyki. Chociaż nie do końca właśnie ten. Okazuję się, że i w country są podgatunki włącznie z takimi, które eksplorują mroczniejsze rejony ludzkiej egzystencji. Co ciekawe tym niszowym podgatunkiem zajmują się także ludzie związani z ekstremalną muzyką, zarówno wywodzący się ze sceny metalowej, jak też tworzący poboczne projekty dedykowane, aby grać tego typu dźwięki.
Z czasem trend ten dotarł również do kraju nad Wisłą czego przykładem jest opisywany właśnie debiut duetu Them Pulp Criminals. Za liryki i wokale odpowiada Tymoteusz znany z Outre i Ragehammer zaś za instrumenty Igor związany ze sceną ambientu i elektroniki. Panowie w toku rozmów przy biurowej kawie dogadali się co do wspólnych fascynacji artystami pokroju Johnyego Cash'a i tak od słowa do słowa pojawił się pomysł połączenia sił i nagrania płyty nawiązującej do country. Jednak sprowadzenie muzyki duetu do pojęcia country czy nawet outlaw country byłoby zbytnim uproszczeniem. Panowie bez oporów łączą muzykę kowboi z klasycznym rock and rollem i rockabilly doprawiając dźwięki szczyptą neo-folku. Wokale Tymka są mroczne i melancholijne, chociaż są też utwory, gdy na myśl nasuwają się takie nazwiska jak Elvis Preslay czy Tom Waits. Jednak nawet w szybszych utworach trudno doszukać się wesołych nut. Płyta trwa zaledwie 28 minut i zawiera 8 utworów, ale niesamowicie uzależnia. Nie wiem, ile razu już ją przesłuchałem, ale wciąż nie man dosyć, szczególnie gdy obok stoi szklaneczka bourbona. Moje ulubione kawałki to tytułowy "Love is Lucifer" oraz "Goddamn Graveyard Luck", ale każda z kompozycji zasługuje tak naprawdę na uwagę, włącznie z udaną i oryginalną wersją „Love in a Void” Siouxie and the Banshees. Płyta będzie miała premierę 12 sierpnia 2016 roku i zachęcam do zapoznania się z nią.