Wydawca: Soundage Productions
Kontakt: https://www.facebook.com/alfarband
Płytę rozpoczyna klimatyczne intro, odegrane na akustycznych gitarach, po którym wkraczamy w świat nordyckiej mitologi. Nie jest to raczej zaskoczeniem, biorąc pod uwagę nazwę zespołu (Alfar to w staro-islandzkim elfy), okładkę, a przede wszystkim tytuł albumu. Tytuł, który może sugerować
jakie dźwięki są zawarte na drugiej płycie pochodzącego z Mińska duetu. Niestety, a może właśnie stety tylko tytuł i ogólna tematyka tekstów nawiązują do epickiego albumu nieodżałowanego Bathory. Białorusini bowiem poruszają się w gatunku zwanym jako melodyjny death metal. I w tym momencie może się zapalić kolejna lampka z napisem Amon Amarth, ale niesprawiedliwie by było napisać, że Alfar zżyna z dokonań Szwedów, chociaż pewne podobieństwa występują np.: w Kill Them All i March of Dead.
Muzyka Białorusinów opiera się na w dużej mierze na średnich tempach, surowych, ale melodyjnych riffach i epickich solówkach, co razem nadaje poszczególnym utworom pewnej dozy przebojowości. Oczywiści szybsze fragmenty też się zdarzają, ale mi do gustu przypadły te wolniejsze partie. Podniosły, epicki klimat budują wspomniane solówki, niestety nieczęste akustyczne gitary, ale przede wszystkim klawisze, odrywające w tle quasi-chóralne partie.
W dźwiękach Alfar podoba mi się dyskretna nuta smutku i nostalgii. Myślę, że album zyskałby, gdyby jeszcze podkręcić brzmienie, nadać mu trochę więcej przestrzeni. Niedosyt pozostawia zakończenie ostatniego, ósmego utworu, który nagle się ucina. W ogólnym wrażeniu jest to jednak fajna płyta, której dobrze się słucha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz