Wydawca: Whitewhale
Namiary: https://www.facebook.com/whitewhalepl/
Kiedyś to było – powiedzą niektórzy. Zespoły powstawały, ogrywały się, nagrywały taśmę w kanciapie, potem demo, które przy dużej dozie szczęścia przynosiło im możliwość nagrania płyty. Świat jednak idzie do przodu i czy to się komu podoba, czy nie, w dzisiejszych czasach każdy może
usiąść i zarejestrować swoje dokonania muzyczne, a następnie puścić je w publiczny obieg. Coraz więcej nowych kapel pomija, nazwijmy to wstępne etapy, i z lepszym lub gorszym skutkiem, przeskakuje od razu do pozycji zwanej debiucikiem. Tak właśnie było w przypadku krakowskiego Whitewhale, zespołu, który powstał w 2018 i już w październiku tego roku wydał własnymi siłami swój pierwszy album zatytułowany Fading Days. I wydali go w moim odczuciu z lepszym skutkiem.
Płyta trwa około 39 minut i składają się na nią dziesięć kompozycji, w tym dwie w języku polskim. Podczas tych prawie 40 minut kwintet serwuje nam przekrój emocji, poczynając od wściekłości poprzez żal, rozczarowanie, poczucie wyobcowania i zagubienie w ówczesnej rzeczywistości, aż po uczucie samotności i bólu. Gdzieś tam w głębi tli się jednak jakiś promyk nadziei na poprawę, światełko w tunelu – i nie jest to nadjeżdżający pociąg. Ciekawy koktajl panuje w dźwiękach, które serwują nam krakowiacy, co skutkuje tym, że niełatwo jest jednoznacznie zaklasyfikować ich muzykę. Panowie bez zahamowań mieszają ze sobą wpływy różnych gatunków. W rezultacie hard-core’owa motoryka i wkurw nakładają się z shoegaze’ową melancholią, a taki n.p. Doubt otwiera black metalowa nawałnica. Zresztą black metalowy chłód przewija się jeszcze w tle kilku innych kawałków. Pomiędzy tymi pierwiastkami panuje harmonia, ale pomimo braku chaosu, nie należy nastawiać się na wpadające w ucho melodie. Takimi bardziej przyjaznymi utworami w moim odczuciu są Broken Promises oraz Tu i Teraz, ale ogólnie rzecz biorąc Fading Days trudno zaliczyć do płyt z rodzaju "łatwo i przyjemnie". Dużym atutem są wokale. W przeważającej części krzyczące i wrzeszczące, ale pojawiają się też momenty, kiedy tekst jest jakby wypowiadany ostatkiem sił. To, co mi nieszczególnie przypadło do gustu, to występujące od czasu do czasu, na szczęście nie za często, czyste zaśpiewy. Nie uważam, że powinny zniknąć, ale ten element jest moim zdaniem do poprawy.
I to by było na tyle. Fading Days jest udanym debiutem i może przypaść do gustu osobom lubujących się we wszelkich gatunkach z przedrostkiem „post-„ oraz nieprzekombinowanej ale ambitnej rockowej alternatywie. Whitewhale są na początku swojej drogi muzycznej i jest to start obiecujący.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz