Reawacan to niemiecki duet, który istnieje od 2017 roku i ma na koncie wydany w 2019 roku debiutancki album oraz wydaną w tym roku prezentowaną tu EP-kę. Na Pandemic Coverage & Old Schooling znajdziemy 16 minut muzyki, zawartej w czterech kompozycjach. Dwie z nich to covery Motorhead oraz Celtic Frost. Autorskie kompozycje to utrzymany w wolniejszych i średnich tempach death utrzymany w old-schoolowych klimatach z pewną dozą melodii.
Dordeduh to zespół muzyków Negura Bunget, którzy opuścili ten drugi w celu realizacji swojej wizji muzyki. W tym roku nakładem Prophecy Productions ukazał się ich drugi album. Rumuni proponują nam godzinę klimatycznej i uduchowionej muzyki, w której usłyszymy wpływy zarówno black, jak i doom metalu oraz folku. Dominują podniosłe pasaże i religijne zaśpiewy przedzielane agresywniejszymi partiami. Muzyka na tej płycie ma w sobie sporo przestrzeni i filmowego klimatu. Pomimo czasu trwania, ani przez moment nie miałem odczucia znużenia, pomimo że całość to zaledwie osiem kompozycji.
Debiutancki album belgijsko-francuskiego kolektywu Le Monde Par Le Feu, ukazał się w sierpniu tego roku i wywarł na mnie spore wrażenie. Napisałbym, że pozytywne, ale takie stwierdzenie nieco gryzie się z tym, co słyszymy na tej płycie. Trio serwuje nan trzy kwadranse mrocznych dźwięków, gdzieś z pogranicza post-metalu i sludge. Nad całością unosi się klimat grozy, a sama muzyka niby jest przestrzenna, a brzmienie jest selektywne i jak na ten gatunek mało szorstkie, ale z drugiej strony trudno pozbyć się uczucia, że dźwięki przygniatają słuchacza, odbierając mu dech. Świetną robotę robią wielowątkowe wokale, wyrażające całe spektrum emocji poczynając od bólu poprzez złości i nienawiść, a na utracie jakiejkolwiek nadziei kończąc. Z emocjami tymi idealnie koresponduje język francuski, a w płytę wprowadza słuchacza już ponura okładka.
Bon Jovi jest na scenie już od 35 lat, a ich popularność utrzymuje się na mniej więcej takim samym poziomie. Może nie tak wysokim jak w latach 80, ale wciąż mają "sporą" rzeszę fanów. Jest to jeden z tych zespołów, które trudno pomylić z innymi. To oni w znacznym stopniu przyczynili się do wybuchu popularności hard rocka czy glam metalu i to na nich wzorowało się tysiące zespołów. I dla mnie była to jedna z tych grup, które w okolicach 1986 zasiały ziarno fascynacji mocnym gitarowym graniem. Wydany w 2020 roku album zatytułowany po prostu 2020 pokazuje, że pomimo upływu lat panowie są wierni swojemu rockowemu dziedzictwu i pomimo tego, że ich muzyka nieco zelżała, to wciąż jest pełna pozytywnej energii i przebojowości, do których tym razem Amerykanie dodali nieco melancholii. Bardzo przyjemny album, do którego pewnie nie raz jeszcze wrócę.
Na początku października 2021 Austriak Michael Oscillate wydał swój nowy album zatytułowany Hyperbolic Hypnosis of Luminescence. Zaprasza nas na nim do ponad 45-minutowej podróży w mroczny, zarazem astralny świat dźwięków z pograniczna mrocznego ambientu i drone, przy których pomimo bijącej z nich niepewności, można znaleźć chwilę ukojenia.
Debiutancki album Tranquillizer 247, który ukazał się w 2019 roku nakładem Metal Scrap Records Inc., to niecałe pół godziny brutalnych dźwięków spod znaku death metalu i grindcore'a. Adekwatnie do tytułu na płytę składa się dziesięć kompozycji, w których panowie przedstawiają swoje przemyślenia na temat współczesnego świata wyklute w oparach alkoholu unoszących się podczas jednej z licznych libacji. Kawałki są w miarę krótkie i łączą w sobie death metalowy ciężar z grindowym szaleństwem, aczkolwiek większość kompozycji utrzymana jest raczej w średnich tempach. Wokalnie wahamy się pomiędzy growlem, szczekaniem i świniakami 😉 .
Trzeci album sopockiego Access Denied ukazał się w 2018, 7 lat po poprzedniej, całkiem udanej płycie. Mimo upływu czasu nie słychać w muzyce grupy dużych zmian zespołu. Zespół zaczynał od hard rockowych brzmień, ale ewoluował w klimaty heavy/power metalowe. Imienny album składa się z 9 kompozycji, które trwają łącznie 32 minuty, ale w odróżnieniu od poprzedniczki ten album jest mniej mroczny i odnoszę wrażenie, że nieco lżejszy. Na takie odczucia ma spory wpływ m.in. mniej surowe brzmienie w porównaniu z dwójką. Trochę mi brakuje urozmaiconych wokali, jakie pojawiały się na poprzednich albumach, kiedy to wokalistka wplatała szepty, jak i partie podchodzące pod growle. W rezultacie na trójce otrzymujemy muzykę z pogranicza hard rocka i heavy metalu, która ma przede wszystkim dostarczać rozrywki i frajdy zarówno muzykom, jak i słuchaczom, i to moim zdaniem zespołowi się udało.
Wprawdzie muzyka Wrath Division jest przedstawiana, jako black/death metal, ja jednak zbyt dużo nawiązań do tego pierwszego nie słyszę. Tak z ręką na sercu, to dźwięki, jakie wybrzmiewają na wydanym w sierpniu 2021 przez Godz Ov War Productions i Left Hand Sounds debiucie, określiłbym raczej jako metal wojenny. Album to niecałe półgodziny brutalnej i bezlitosnej muzyki z bulgoczącymi wokalami, miażdżącymi, szalonymi gitarami i perkusyjną kanonadą. Surowizna, chropowate brzmienie, więc wielbiciele finezji w muzyce, raczej nic tu dla siebie nie znajdą. Warto sprawdzić, gdzie zawiodą was koordynaty, będące pseudonimami stojących za tym sonicznym armagedonem muzyków.
Trzecia płyta Bala, wydana w tym roku przez Century Media Records, trwa zaledwie 24 minuty, ale dwie kobiety tworzące ten zespół robią w tym czasie taką rozpierduchę, że mogą im pozazdrościć co poniektóre składy napakowane po czubki głów testosteronem. Z tej wybuchowej mieszanki punka, stonera i grunge bije nie tylko żywiołowość artystek, ale przede wszystkim ich nieposkromiona, eksplodująca wściekłość. Dziewięć celnych i mocnych strzałów.
Na początku października 2021 ukazała się EP-ka brytyjskiego projektu Sepulchre by The Sea. Sam projekt istnieje od 2019 i ma już na koncie wydany w 2020 debiutancki album. Jest to jednoosobowa inicjatywa inspirowana twórczością Edgara Allana Poe, a ten konkretny materiał opiera się na detektywistycznych opowiadaniach pisarza i poety. Na płytę składają się trzy utwory, które zamknięte są w 26 minutach klimatycznego black metalu, który swoją atmosferą pasuje do tematyki albumu. Trochę razi mnie automat perkusyjny, szczególnie w szybszych partiach, gdzie brzmi zbyt maszynowo, ale idzie się przyzwyczaić. Poza tym nie zamierzam szukać dziury w całym, chociaż trudno nazwać tę muzykę przełomową. Można zahaczyć uchem.