Wydawca: Ols
Namiary: https://www.facebook.com/Olsproject/
Czasami człowiek musi się wyciszyć, uciec od zgiełku dnia tego świata, problemów, czy też odsapnąć od "hałasu" generowanego przez wszelkiej maści hordy spod znaków śmierć i czarnego metalu. W takich chwilach można na przykład sięgnąć po wydany w 2016 roku debiutancki album
jednoosobowego projektu Ols, zatytułowany po prostu Ols, czyli olszyna.
Płyta to 6 autorskich kompozycji utrzymanych w klimatach noefolku z elementami mrocznego ambientu oraz pewnymi inspiracjami wschodniej muzyki sakralnej. Uzupełnieją je covery Katatonia i Agalloch, Wszystkie utwory to akustyczne kompozycje, w których kluczową rolę odgrywa delikatny, anielski głos Ols pod postacią złożonych, wielowymiarowych harmonii wokalnych. Można w nim wyczuć delikatną nutę nostalgii. Część utworów zaśpiewana jest a capella, w innych wokalistce towarzyszą tylko wybijające miarowy rytm bębny, a w kilku usłyszymy subtelną gitarę akustyczną czy smutnie zawodzące skrzypce. Napisane po polsku teksty odnoszą się do przyrody, śmierci, a także smutku związanego z samotnością i utraconą bądź niespełnioną miłością. Przebijają z nich momentami pogańskie magia i mistycyzm. Wszystkie te elementy, wraz z oprawą graficzną, tworzą spójną całość i tworzą trochę bajkowy, a zarazem rytualny i uduchowiony klimat.
Przyznaję, że tego typu dźwięki to na dłuższą metę to nie moja bajka, ale oddaje pokłon Ols, która nagrała własnoręcznie każdy dźwięk na tym albumie. Przypuszczam, że jeszcze nieraz wrócę do Ols, choćby po to, aby uciszyć skołatane codziennymi wyzwaniami nerwy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz