Ostatnie wpisy

22 mar 2017

LUX PERPETUA - The Curse of The Iron King (2017)

Kraj: Polska
Wydawca: Underground Symphony Records
Namiary: https://www.luxperpetua.net/en/


Na debiutancki album stołecznej Lux Perpetua ostrzyłem sobie zęby mniej więcej od ich wrześniowego koncertu, który zagrali w VooDoo Club w towarzystwie Divine Weep i Gutter Sirens. Materiał był już wówczas nagrany, ale grupa borykała się z prozą życia, czyli prowadziła
rozmowy z wydawcami. Jak widać, zakończyły się one sukcesem, gdyż w lutym tego roku, nakładem włoskiej Underground Symphony Records, The Curse of The Iron King ukazał się na rynku pod postacią CD. 

Na album składa się 12 kompozycji, wliczając bonusowy Straight Back To Hell, które w sumie dają 54 minuty muzyki. W płytę wprowadza nas Celebration, instrumentalne intro w podniosłej atmosferze. Po nim następują trzy szybkie kompozycje, tytułowy The Curse of The Iron King, przebojowy The Legend oraz Army of Salvation, którą rozpoczyna cytat z Józefa Piłsudskiego oraz pojawiają się w niej grupowe, chóralne okrzyki. Element ten nie jest przez zespół nadużywany i dzięki temu te okrzyki są interesującym dodatkiem, podkreślającym dany fragment tekstu. Piąty w kolejności An Old Bard to umiarkowanie szybki utwór, z melancholijnym refrenem. Jest to mój ulubiony kawałek na płycie. Po nim następuje krótka, po części akustyczna ballada Eversong, swoim klimatem nawiązująca do poprzedniego utwory o bardzie. Wraz z Riders of the Dead powracamy do dynamicznego grania, z tym że kolejne utwory, czyli Rebellion, The Werewolf oraz Desert of Destiny to kompozycje z bardziej rozbudowanymi aranżacjami w porównaniu do pierwszej piątki. Ostatni utwór Consolation to instrumentalne zamknięcie Klątwy Żelaznego Króla, po którym dostajemy jeszcze na dokładkę wspomniany, energetyczny bonus.

W muzyce Lux Perpetua odnajdziemy przede wszystkim dużo patosu i melodii charakterystycznych dla heavy power metalu z przełomu lat 80. i 90. Poszczególne kompozycje cechują harmonijne aranże, z epickimi gitarowymi pasażami i solówkami. Szybsze utwory napędzają typowe dla gatunku patataje wybijane przez galopującą perkusję. Majestatu dźwiękom Lux Perpetua dodają klawisze, które odgrywają zarówno quasi symfoniczne partie, jak i dźwięki fletów, skrzypiec, kościelnych organów, czy też imitują chóry. Najlepszy power metal może okazać się niewypałem, jeśli za mikrofonem nie ma właściwej osoby. Na szczęście The Curse... nie jest przykładem takiej sytuacji. Wokalista wpasowuje się w dźwięki grane przez zespół. Ma przyjemną dla ucha, nieirytującą barwę głosu, w którym przebrzmiewa rockowa siła oraz zadziorność i choć nie operuje w bardzo szerokiej skali, to kiedy potrzeba z łatwością potrafi wyciągnąć wyższe dźwięki. Szkoda tylko, że praktycznie nie używa ostrzejszej formy, która pojawia się pod koniec tytułowego utworu.

Myślę, że dźwięki Lux Perpetua przypadną do gustu fanom Helloween, Gamma Ray, Freedom Call i na przykład Stratovarius. Ja jestem bardzo pozytywnie zaskoczony rozmachem i przepychem muzyki oraz dojrzałością kompozycji, jakie zaprezentowali warszawiacy i w moim prywatnym rankingu The Curse of The Iron King to jedno z ciekawszych wydawnictw w tym gatunku na naszej scenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz