Wydawca: Godz ov War Productions
Kontynuuje mój maraton z wydawnictwami Godz ov War, ale najwyższy czas zmienić odrobinę klimat i na moment odpocząć od intensywnych death metalowych wyziewów, jakie zaserwowali mi ostatnio muzycy Rites of Daath oraz Kremlin. Akurat pod ręką miałem split dwóch amerykańskich
grup, który za sprawą polskiej wytwórni ukazał się na 12" czarnym placku. Oba zespoły reprezentują teoretycznie tę samą szufladkę, ale każdy z nich pokazał nam swoją wizję death doom metalu, prezentując nam po 2 utwory.
Shrine of the Serpent serwuje na kompozycje trwające około 9 minut każda. Jest to zdecydowania propozycja dla osób lubiących długie, posuwiste riffy i mozolne tempa. Jest ciężko, smoliści i powoli, chociaż na zrobienie sobie herbaty pomiędzy kolejnymi uderzeniami w werbel raczej czasu nie starczy, a co więcej panowie nawet na chwilę powiedzmy, że przyspieszają. Nie może zabraknąć oczywiście posępnego, głębokiego growlu mruczącego mroczne teksty o śmierci oraz zawodzących gitar.
Inaczej ma się sprawa z Black Urn. Pochodzący z Filadelfii kwintet rozpoczyna swój pierwszy utwór powoli, ale po pewnym czasie klimat ulega zmianie i w muzykę Amerykanów zaczyna wkradać się odrobina szaleństwa i psychodelii. Następuje gwałtowne przyspieszenia rytmu, a do głosu dochodzą black metalowe gitary i histeryczny wokal. Zresztą od samego początku dominują raczej wrzaskliwe partie wokalne mogące kojarzyć się raczej w grindcorem niż z death doom metalem. W drugim utworze Junkhead, który jest coverem utwory Alice in Chains, poruszamy się w wolniejszych, odrobinę narkotycznych klimatach, z niepokojącymi gitarami i ponownie krzykliwym wokalem, który od czasu do czasu ustępuje miejsca growlowi.
Każda z kapel ma coś, co mi się podoba i są to rzeczy pozornie się wykluczające. Tak jak w Shrine of the Serpent cenię sobie monotonność i prostotę dźwięków, tak w muzyce Black Urn odpowiada mi urozmaicenie i zmiany klimatów. W sumie obydwa zespoły Ameryki nie odkrywają, ale warto poświęcić dwadzieścia kilka minut i dać im szansę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz