Delikatne dźwięki strun gitary akustycznej rozchodzą się w powietrzu w mistycznym tańcu...A potem rozpoczyna się death metalowa jazda przyprawiona grindowym sosikiem. Na szczęście nie jest to jazda bez trzymanki na zasadzie byle do przodu. Są zmiany akcji, fajne melodyjne solówki, pan zdziera gardło aż miło. Pojawia się nawet klimatyczny utwór na same instrumenty. Na zakończenie dema powownie unosimy się na falach dzwięków wypływających spod palców trącających struny gitary akustycznej.
Warszawski black / death metalowy hord SALTUS
przypomni o sobie jesienią za sprawą specjalnej płyty wydanej przez Via
Nocturna. „W imię bogów” to wyjątkowa płyta, na którą składają się utwory z
bardzo trudno dostępnego splitu z ABUSIVENESS „Nowa Era” i nigdy niepublikowany
materiał z „Promo 2002”. Całość ujrzy światło dzienne już we wrześniu jako
jewel case CD i ściśle limitowany ekskluzywny digi pack. Specjalną oprawę
graficzną przygotowuje Fabian Filiks.
Lista utworów „W imię bogów” prezentuje się
następująco: 01. W imię
bogów
02. Na śmierć ku przeznaczeniu życia
03. Gdy bogowie światem rządzili
04. Chyląc czoło ku przeszłości
05. Twoja krew
06. Perunie prowadź
07. Imperium słońca
08. Blask chwały orlej
09. Wielki las
Poniżej możecie posłuchać tytułowego utworu z „W imię bogów”. Wkrótce
więcej informacji.
Polish slavonic black / death metal band SALTUS have signed with Via
Nocturna to release “W imię bogów” (eng. “In The Name Of Gods”) – a special
record with very rare material taken from their split album “Nowa Era” with
ABUSIVENESS and the never before released “Promo 2002″. The album will be
released in September as a regular jewel case CD and a strictly limited to 100
copies exclusive digi pack edition. Cover art and layout is currently being
designed by Fabian Filiks.
Tracklist:
01. W imię bogów
02. Na śmierć ku przeznaczeniu życia
03. Gdy bogowie światem rządzili
04. Chyląc czoło ku przeszłości
05. Twoja krew
06. Perunie prowadź
07. Imperium słońca
08. Blask chwały orlej
09. Wielki las
Below you can hear the title track from the upcoming “W imię bogów” album.
More infos coming soon…
Kraj: Argentyna
Więcej informacji: https://www.facebook.com/pages/Coprocefaliacoproalcohologoregrind/389929481032697?sk=info&tab=page_info
Wydawca: Coprocefalia Ultra, brutal gore grind i wszystko w temacie. Sam zespół określa swoją muzykę jako Coproalcohologoredgrind. Bardzo nisko nastrojone gitara i bas, który gra tu przewodnią rolę, miażdzą uszy ciężkimi riffami. Toczące się jak walec momenty gładko przeplatają się z hiperszybkimi fragmentami. Nie sposób zrozumieć w jakim języku (zapewne hiszpański), a tym bardziej o czym traktują dźwięki wydawane przez wokalistę, ale patrząc na tytuły nie są to raczej opowieści o przygodach kucyków My Little Pony. Ekstremalna muzyka i pozamiatane.
Nie orientuję się za bardzo w tym co się dzieje w światowym black metalu, po za kilkoma wyjątkami i tym co przeczytam w branżowych magazynach, ale w sumie nie muszę się orientować gdyż moje potrzeby związane z tym gatunkiem w pełni zaspokaja nasza rodzima scena, na której raz po raz pojawiają się zespoły godne uwagi. Cień to kolejna z takich grup, a ich debiutancki album od pierwszych taktów wrył się głęboko w moją głowę. Siedem, z czego część po polsku, przemyślanych kompozycji poprzedzanych ambientowymi wprowadzeniami. W typowe, bzyczące black metalowe gitary wplątane są heavy metalowe czy hard rockowe pierwiastki nadające utworom intrygującej melodyki. Aranżacje oparte na zmianach tempa, a dodatkowego smaczku dodają zróżnicowane, chociaż wciąż w granicach gatunku, partie wokalne. I mimo, że z tych nagrań blużnierstwo i zło nie wylewają się hektolitrami to wspomniane wcześniej elementy połączone hipnotyzującymi riffami tworzą zimną i wywołującą niepokój atmosferę i klimat, który powoduje, że chce się do tej płyty wracać.
Grind, death metal, crust, sludge, punk - wszystko wrzucone do jednego worka i jeszcze doprawione rockandrollową energią. Ściana dźwięku wylewa się z głośników, Podświetlne prędkości oraz przesterowane gitary i nisko nastrojony bas. Wściekłe wokale. Furia, agresja. To jest to co uwielbiam na tej płycie. Czwarty krzyżyk na karku a ja słuchając kolejnych utworów mam ochotę wskoczyć w glany i pogować. Ja wiem, że nie każdy jest w stanie przyjąć na klate takie dźwięki, ale po ciężkim dniu, te 35 minut brutalnej i ekstremalnej muzyki pozwala mi - paradoksalnie- choć częściowo pozbyć się stresu i cieszyć życiem.
Płyta wpadła w moje ręce zupełnie przypadkowo i jak to w takich sytuacjach bywa okazała się miłą niespodzianką. Nazwa Buenos Agres obiła mi się kilkakrotnie o uszy, ale zupełnie nie wiedziałem z czym to się je i z tym większą niecierpliwością wkładałem ją do odtwarzacza. Pierwsze dźwięki mnie urzekły i odpłynąłem. Klimatyczne, rockowe granie gdzie, popadająca czasami w melancholię, atmosfera budowana jest zarówno przez tempa poszczególnych utworów, jaki i dźwięki wygrywane na gitarach oraz klawisze i syntezatory. Oczywiście od czasu do czasu do głosu dochodzi silne rockowe uderzenie. Całość dopełnia najjaśniejszy punkt tej płyty czyli wokalistka dysponująca mocnym głosem o pięknej barwie. Polskie teksty ułatwiają zagłębienie się w klimat tego albumu. Dopóki będą powstawać takie nietuzinkowe zespoły, którę będą nagrywać taką muzykę, spokojny jestem o naszą rodzimą scenę rockową.
43 utwory w niecałe 38 minut? Grindcore? Bynajmniej. "For the Love..." to metalowe słuchowisko (aby nie napisać opera), w którym każda z kompozycji to jeden z 43 kawałków układanki, które zebrane do w całość tworzą obraz. Ale to jaki obraz powstanie, w dużej mierze zależy od słuchacza, który może odsłuchać utwory od 1 do 43 lub od 43 do 1 lub też włączyć w odtwarzaczu funkcję "Losowo". W każdym z tych przypadków powstanie wizja, a jej interpretacja zależy tylko do osoby słuchającej. Muszę przyznać ciekawy pomysł na płytę, a równoczenie duże wyzwanie kompozycyjne i aranżacyjne, które zostało zrealizowane moim zdaniem.
Jeśli chodzi o muzykę, to słyszymy progresywny, symfoniczny metal. Są ciężkie, heavy/power metalowe momenty, są delikatne aranżacje czy też gitarowe pasaże. Pojawia się cały wachlarz emocji poczynając od radości i miłości, na strachu i gniewie kończąc. Wszechobecne syntezatory budują kosmiczną atmosferę, aby zaraz przykryć wszystko mrokiem. Czasami pojawia się pianino, flety czy skrzypce. Historię opowiada pięciu wokalistów.
Trzecia płyta Behemoth i jednocześnie pierwsza, na której nastąpiło odejście od black metalu w kierunku blackend death metal. Niestety, produkcja tego krążka odbiera mi cześć przyjemności ze słuchania muzyki zawartej na nim. A szkoda, gdyż w poszczególnych kompozycjach można dosłuchać się wielu aranżacyjnych smaczków. Ogólnie, jest to szybki materiał i blasty sypią się jeden za drugim, ale raz na jakiś czas pojawia się klimatyczna, akustyczna wstawka czy też klawisze dodające odrobinę epickości. Oddzielny temat to perkusja - to co wyprawia Inferno to mistrzostwo świata, a przypominam, płyta jest z 1998 roku. Dobra i niedoceniona przeze mnie w tamtym czasie płyta i tak się zastanawiam dlaczego dopiero teraz sięgnąłem po ten album, a nie 17 lat temu?
Ponieważ włoska scena, po za kilkoma wyjątkami, to mało znany dla mnie temat, z tym większą ciekawością zasiadłem do odsłuchania tego 5-cio utworowego wydawnictwa. I chociaż na kolana nie padłem, to Włosi zaskoczyli mnie in plus. Nowoczesny thrash metal z elementami groove. Ciężko ale melodyjnie zarazem. Ciekawie wyeksponowany bas w 1 i 4 utworze, klimatyczny, instrumentalny utwór numer 3, a na zakończenie 9-cio minutowa kompozycja tytułowa, w której pojawiają się również elementy noise-industrial. Wokalista zdziera gardło, chociaż mam wrażenie, że mógłby dać z siebie jeszcze więcej i trochę urozmaicić linie wokalne.
Pierwsze cztery utwory na splicie prezentuje francuska 7th Nemesis. Są one w prostej linii kontynuacją muzyki, którą można usłyszeć na debiutanckim demie, ale poszczególne utwory są cięższe, brutaniejsze, a równocześnie kompozycje są bardziej techniczne, pokręcone i opętane niż na poprzednim wydawnictwie. Nie wiem czy to celowy zabieg ale ponownie najbardziej intersujący jest ostatni utwór, który odróżnia się od pozostałych aranżacją i klimatem.
Drugi zespół na splicie to austriacki Punishment, który prezentuje nam 6 utworów utrzymanych w klimatach death/thrash z przewagą death . Dominują głównie szybkie tempa a sama muzyka jest mniej skomplikowana niż to co proponują opisywani powyżej Francuzi. W sumie muzyka Punishment nie porwała mnie i szczególnie nie zapadła w pamięci.