Wydawca: Godz Ov War Productions
Namiary: https://www.facebook.com/Loathfinder/
O Loathfinder nie wiem praktycznie nic. Szybkie przeszukanie internetu, w tym Metal Archives oraz profilu grupy na Facebooku, nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Pojawili się znikąd i nagrali zaskakujący debiutancki materiał The Great Tired Ones, który ukaże się w sprzedaży
30 kwietnia tego roku, nakładem Godz Ov War Productions.
Na swoim debiucie Loathfinder zabiera słuchacza w podróż po ciemnych zakamarkach ludzkiej duszy. W posępny i bluźnierczy klimat wprowadzają nas legiony Belzebuba, czyli muchy, a mroczna i chora atmosfera zostaje utrzymana do ostatniej nuty na płycie, a nawet wisi w powietrzu jeszcze kilka chwil po tym, jak ucichnie muzyka. Muzyka, która za sprawą brudnego, gruzowatego i potężnego brzmienia oraz tonacji będącej idealnym przykładem tego, co ukrywa się pod terminem diabolus in musica, jawi się jako odrażająca i obskurna i która powoli osacza, oblepia i wciąga słuchacza niczym bagno. Ciężkie, miażdżące, podszyte odrobiną hipnotyzującej nuty riffy, toczą się miarowo w rytm nadawanego przez perkusję jednostajnego, powolnego tempa, wspomagane przez warczący i grzechoczący bas. Od czasu do czasu pojawiają się akustyczne wstawki, dające krótką chwilę wytchnienia. Głęboki, gardłowy growl, wspierany momentami przez blackowy krzyk sączy złowieszcze teksty. Grozy dodają demoniczne wrzaski i niepokojące szepty w tle.
30 kwietnia tego roku, nakładem Godz Ov War Productions.
Na swoim debiucie Loathfinder zabiera słuchacza w podróż po ciemnych zakamarkach ludzkiej duszy. W posępny i bluźnierczy klimat wprowadzają nas legiony Belzebuba, czyli muchy, a mroczna i chora atmosfera zostaje utrzymana do ostatniej nuty na płycie, a nawet wisi w powietrzu jeszcze kilka chwil po tym, jak ucichnie muzyka. Muzyka, która za sprawą brudnego, gruzowatego i potężnego brzmienia oraz tonacji będącej idealnym przykładem tego, co ukrywa się pod terminem diabolus in musica, jawi się jako odrażająca i obskurna i która powoli osacza, oblepia i wciąga słuchacza niczym bagno. Ciężkie, miażdżące, podszyte odrobiną hipnotyzującej nuty riffy, toczą się miarowo w rytm nadawanego przez perkusję jednostajnego, powolnego tempa, wspomagane przez warczący i grzechoczący bas. Od czasu do czasu pojawiają się akustyczne wstawki, dające krótką chwilę wytchnienia. Głęboki, gardłowy growl, wspierany momentami przez blackowy krzyk sączy złowieszcze teksty. Grozy dodają demoniczne wrzaski i niepokojące szepty w tle.
Aż żal, że na album, a właściwie minialbum, składają się zaledwie 4 utwory, trwające niecałe 30 minut. Prawdopodobnie nie wywrócą one naszej sceny w posadach, ale z pewnością nie przejdą bez echa, a cały materiał ma duży potencjał na zostanie kandydatem do krajowej sensacji A.B. 2017. Być może za jakiś czas dowiemy się, kto stoi za tymi dźwiękami, chociaż w tym przypadku muzyka broni się sama i nie ma potrzeby, aby dodatkowo legitymować ją nazwiskami osób, które ja tworzą. Szykujcie więc zaskórniaki, by 30 kwietnia zaopatrzyć się w swój egzemplarz The Great Tired Ones.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz