Wydawca: Via Nocturna
Namiary: https://www.facebook.com/hostiaband/
Hostia pojawiła się na naszej scenie praktycznie znikąd i od razu dokonała tego z impetem, robiąc małe zamieszanie, poprzez wydanie 18 maja 2018 pod skrzydłami Via Nocturna swojego debiutanckiego albumu, noszącego tytuł Hostia.
Na debiucik składa się 13 utworów, które trwają łącznie około 21 minut, ale osoby, które sugerują się nazwą grupy oraz tytułem wydawnictwa i oczekują repertuaru podniosłych pieśni religijno-rytualnych pragnę ostrzec, że takowych na tej płycie nie uświadczą. Wprawdzie repertuar jest, i pieśni są, dla niektórych mogą być nawet rytualne, ale na pewno nie są one religijne, a wręcz przeciwnie. Właściwie są to utwory antyreligijne, co koresponduje z oprawą graficzną albumu. Podniosłe utwory też to raczej nie są, gdyż kwartet enigmatycznych świętoszków, odsyłam do pseudonimów muzyków, raczy nas konkretnym i intensywnym grindcorem (o ile grindcore może być nieintensywny), w którym jednakże znajdziemy coś więcej niż tylko wystrzeliwane z prędkością podświetlną blasty i ścigające je techniczne i pokręcone gitarowe riffy. Muzycy Hostii nie mają problemów z sięganiem do innych gatunków i nie mówię tu tylko o metalu. Dzięki temu w ich muzyce wyczuwalny jest mile bujający groove, który sprawia, że dźwięki wchodzą gładko niczym wino mszalne. Momentami panowie wpadają w rockandrollową czy punkową motorykę, dzięki czemu monotonia nam nie grozi, a taki Killed By Life kojarzy się, chociażby z Motorhead. Nuda nie grozi nam również w partiach wokalnych, gdyż usłyszymy różne wariacje na temat growli, ale w takim Home Rough Home usłyszymy bardziej czytelne partie. Świnek tym razem nie uświadczmy, ale krowie dzwonki się pojawią - tak wiem, to nie są wokale ;).
No cóż, mój drugi dzień w pracy z grindem i niewątpliwa przyjemność obcowania z kolejną mocną ekipą z naszego krajowego grindcore'owego poletka.
Na debiucik składa się 13 utworów, które trwają łącznie około 21 minut, ale osoby, które sugerują się nazwą grupy oraz tytułem wydawnictwa i oczekują repertuaru podniosłych pieśni religijno-rytualnych pragnę ostrzec, że takowych na tej płycie nie uświadczą. Wprawdzie repertuar jest, i pieśni są, dla niektórych mogą być nawet rytualne, ale na pewno nie są one religijne, a wręcz przeciwnie. Właściwie są to utwory antyreligijne, co koresponduje z oprawą graficzną albumu. Podniosłe utwory też to raczej nie są, gdyż kwartet enigmatycznych świętoszków, odsyłam do pseudonimów muzyków, raczy nas konkretnym i intensywnym grindcorem (o ile grindcore może być nieintensywny), w którym jednakże znajdziemy coś więcej niż tylko wystrzeliwane z prędkością podświetlną blasty i ścigające je techniczne i pokręcone gitarowe riffy. Muzycy Hostii nie mają problemów z sięganiem do innych gatunków i nie mówię tu tylko o metalu. Dzięki temu w ich muzyce wyczuwalny jest mile bujający groove, który sprawia, że dźwięki wchodzą gładko niczym wino mszalne. Momentami panowie wpadają w rockandrollową czy punkową motorykę, dzięki czemu monotonia nam nie grozi, a taki Killed By Life kojarzy się, chociażby z Motorhead. Nuda nie grozi nam również w partiach wokalnych, gdyż usłyszymy różne wariacje na temat growli, ale w takim Home Rough Home usłyszymy bardziej czytelne partie. Świnek tym razem nie uświadczmy, ale krowie dzwonki się pojawią - tak wiem, to nie są wokale ;).
No cóż, mój drugi dzień w pracy z grindem i niewątpliwa przyjemność obcowania z kolejną mocną ekipą z naszego krajowego grindcore'owego poletka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz