W kwietniu 2020 po 30 latach milczenia ukazał się nowy album Astharoth. Został on nagrany przez jedynego obecnie członka zespołu, a raczej projektu, bo zespół to więcej niż jedna osoba ;), mieszkającego obecnie w słonecznej Kalifornii Jarka Talarka. Na płycie znajdziemy prawie 50 minut thrash metalu z pewnymi ciągotami w kierunku technicznego a przede wszystkim progresywnego grania. Ta progresywność objawia się w dużej mierze pod postacią sporej ilości melodii oraz klimatycznych, wolniejszych fragmentów. Dodając do tego brzmienie, z zadowoleniem stwierdzam, że słucham tej płyty z bardzo dużą przyjemnością, szczególnie że pomimo swego rodzaju przebojowości, nie brakuje jej mocy i mrocznej atmosfery.
Być może odnoszę mylne wrażenie, że wydaje mi się, że wydana w 2019 druga płyta Fanthrash przeszła bez specjalnego rozgłosu. Chociaż, skoro ja na nią trafiłem, to może gdzieś o niej przeczytałem. Nieważne. To, co jest istotne, to to, że album ten to porcja mięsistego, wpadającego w ucho i nowocześnie zagranego thrash metalu. Cechują go potężne, kruszące kości riffy, przygniatająca sekcja oraz mocarne, growlujące wokale. Pomiędzy to wpleciona sporą dozę melodii oraz ten specyficzny groove, który sprawia, że głowa sama zaczyna się kiwać, a stopy wybijać rytm. Warto rzucić uchem, a nawet oboma.
Na Raventhilt trafiłem przypadkowo, a właściwie to Raventhilt trafił na mnie. Od grudnia prowadzę drugi fanpage na Facebooku, na którym publikuje tylko polską muzykę i pewnego dnia na skrzynce znalazłem wiadomość od Czarka z zapytaniem, czy nie puściłbym w obieg płyty Taming The Beast,
Już po pierwszym odsłuchu debiutanckiego albumy Dead Saint's Bitch (DSB), zatytułowanego Khaas można odnieść wrażenie, że kwartet robi wszystko, aby tylko nie dać się wrzucić do jednej konkretnej szufladki. Albo inaczej to ujmując, gdańszczanie bez oporów wrzucają do kotła swojej
26 pazdziernika ukaże się debiutancka płyta lubelskiego Ape To God sygnowana logiem Deformeathing Prodution. Grupa istnieje od 2011 roku i w swojej dyskografii ma jeszcze wydaną w 2013 roku EP-kę Ape To God. Nazwa zespołu nie jest mi obca i od jakiegoś czasu gdzieś tam
Korzystając z kilku dni wolnego, postanowiłem nadgonić zaległości i posłuchać czegoś z kupki o roboczej nazwie "do prezentacji". Padło na drugi album francuskiego Worselder zatytułowany Paradigsm Lost, który trafił w moje ręce w przesyłce od Sliptrick Records, w której znajdowała się
Na swoim debiucie Jack Crusher serwuje nam porcję nasączonej groove muzyki, której po prostu świetnie się słucha, która łatwo wpada w ucho i może naładować słuchacza energią. Mocne 8/10.
Początki Zombie Strippers From Hell sięgają roku 2009, ale dopiero w 2015 ukazuje się debiutanckie wydawnictwo grupy zatytułowane Black Tides Rising. Następnie zespół dotyka proza życia, czyli ktoś przychodzi, ktoś odchodzi, ktoś powraca, ktoś inny odchodzi. Norma. Pomimo tego,
Początki Disboskator to rok 2012, a ostateczny skład uformował się pod postacią trio 2 lata później. W 2015 została wydana opisywana poniżej Ep-ka Terror in Dreamland.
Wydawnictwo składa się z 4 utworów, które trwają łącznie ok. 18 minut.
Z Pokerface miałem okazję zapoznać się za sprawą wydanego w 2015 roku debiutanckiego albumu Divide and Rule. Wydawnictwo nie zrobiło na mnie większego wrażenia i dlatego do Game On podchodziłem z pewną rezerwą. Tymczasem spotkała mnie miła niespodzianka. Widocznie muzykom
Czwarty album brazylijskiego składu Uganga to kolejne wydawnictwo sygnowane przez Deformeathing Production, tym razem wespół z równie prężną Defense Records, które wpadło w moje lepkie łapy i cieszy uszy od jakiegoś czasu. Co się zaś tyczy samego Opressor, to jest to jak dotąd ostatnie wydawnictwo Brazylijczyków, które pierwotnie ukazało się w 2014 roku, a dopiero w
Czwarty album zespołu z New Jersey to w moim prywatnym rankingu najlepsza płyta amerykanów. Każdy z dziewięciu utworów emanuje posępnym klimatem i niezmiennie od ponad 20 lat wywołuje u mnie ciarki, niezależnie czy są to szybkie, jadowite kompozycje pokroju Elimination i I hate, czy powolne, ciężkie, niemal doom metalowe Playing with Spiders/Skullkrusher i Who Tends the Fire, balladowy kawałek tytułowy czy też wywołujący grozę, zamykający płytę E.vil N.ever D.ies.
Overkill to jedna z tych kapel, których wydawnictwa łykam jak młody pelikan, mając prawie 100% pewność, że dostanę to, czego oczekuje. Nie inaczej było przy okazji wydania The Grinding Wheel. Nakręcony zeszłorocznym koncertem w stołecznej Progresji oczekiwałem tego wydawnictwa i
Olbrzymia ilość materiału sprawia, że duża część wydawnictw nie miała szansy zostać opisana. W związku z tym uruchamiam dział Shorty, w którym przedstawiam materiały, które niestety nie załapały się na recenzję.
Testament, jeden z tych zespołów, który towarzyszy mojej przygodzie z muzyką od samego początku, i którego płyty kupowałem w ciemno, będąc pewien, że dostanę to, czego oczekuję. Nie przypominam sobie płyty, na której dźwięki tworzone przez piątkę Amerykanów zeszłyby poniżej pewnego poziomu, a nawet jeśli mam jakieś "ale" to i tak, do każdego albumu Testament wracam z przyjemnością.
I ta sytuacja na pewno nie ulegnie zmianie przy okazji Brotherhood of the Snake, 10. albumie ekipy dowodzonej przez niezmordowanego Chucka Billyego. Lata lecą, a panowie wciąż tną ten swój potężny thrash metal, bez odznak najmniejszej zadyszki. Mięsiste, siarczyste riffy, pełne finezji solówki Alexa i Erica oraz wbijająca w ziemię sekcja pod postacią bombardującej perkusji i miażdżącego basu. W wokalach ponownie dominuje melodyjny, ekspresyjny głow Chucka, a kiedy trzeba, pojawia się rasowy ryk, wspomagany momentami przez wrzask Petersona.
Duet Billy/Peterson, Alex Skolnick miał tym razem swój udział w komponowaniu tylko dwóch utworów, zaserwował nam 45 minut muzyki kipiącej testosteronem, dynamicznej i buzującej energią. Każdy z 10 utworów to dynamit, roznoszący w proch otoczenie, a równocześnie naznaczony charakterystyczną, testamentową melodyką i przebojowością. I tak jak dwie poprzednie płyty miały swoje słabsze momenty, tak na Brotherhood of the Snake, takowych się nie dopatruje. Na dzień dzisiejszy jest to dla mnie jedna z najlepszych o ile nie najlepsza płyta Testament.
Inferno to grupa, która jest na scenie od 2009, ale debiutancki materiał pod postacią EP-ki Arrodillate wydała dopiero w 2014 roku, a pierwsze pełnoczasowe wydawnictwo, czyli Genética Humana, ukazało się 12 stycznia tego roku nakładem Necromance Records.
2016 się skończył, a wciąż olbrzymia ilość materiału nie miała szansy zostać przesłuchana. W związku z tym uruchamiam dział Shorty, w którym przedstawiam materiały, które nie załapały się na recenzję.
2016 się skończył, a wciąż olbrzymia ilość materiału nie miała szansy zostać przesłuchana. W związku z tym uruchamiam dział Shorty, w którym przedstawiam materiały, które nie załapały się na recenzję.
Pierwszy singiel, tytułowy Gods Of Violence narobił mi apetytu na najnowszy album Kreator. Zaostrzył go Satan is real, który jako drugi promował nowe wydawnictwo niemieckiej legendy thrash metal. Głód był na tyle duży, że płytę nabyłem kilka dni po premierze i tego samego wieczoru przystąpiłem do konsumpcji.